Pracoholik wcale nie brzmi dumnie…
Paweł Florczak2024-08-13T08:41:55+02:00Konfucjusz mówił: znajdź pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia. A może jest odwrotnie – czy kiedy nasza praca staje się pasją, to nie pracujemy 24 h/d? Jak sprawdzić, czy nie wpadliśmy w jedną z pułapek pracoholizmu? I jak się z niej wydostać…?
Mapa czasów pracy
Zastanawiasz, kto należy do najbardziej zapracowanych narodów? Według rankingu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) na podium znajduje się Kolumbia z oszałamiającą liczbą 2405 godzin przepracowanych rocznie na jedną aktywną osobę. Kolejne miejsca należą do Meksyku i Kostaryki. W Europie najbardziej zapracowani są mieszkańcy Grecji (1886 godzin rocznie), natomiast najmniej godzin w pracy spędzają Niemcy (1340 godzin rocznie). My jak na obywateli starego kontynentu plasujemy się dosyć wysoko (1814 godzin rocznie). Tylko, czy to oznacza, że pracoholizm to nasza narodowa przypadłość? Nie, od godzin spędzonych w pracy do uzależnienia daleka droga… Kiedy więc tak naprawdę możemy mówić o pracoholizmie i co się z nim wiąże?
Kilka warunków…
Od razu wyjaśnimy, że nie zamierzamy Cię diagnozować – tym może zająć się nasz specjalista: psycholog lub psychiatria. Naszym celem jest po prostu zwrócenie Twojej uwagi na kilka cech pracoholika.
Numer jeden to ponadprzeciętne angażowanie energii w pracę. Numer dwa: brak satysfakcji, czyli ciągłe odczuwanie niedosytu – nawet kiedy pracoholik odnosi sukcesy, to nie czuje zadowolenia, a jedynie podnosi sobie poprzeczkę. Trzecia cecha to „niemożność wyłączenia się” – oglądasz nowy serial, jesteś na degustacyjnej kolacji, leżysz na piaszczystej plaży i nic… „Duchem” Cię nie, Ty nadal siedzisz na biurowym krześle.
Czwarty warunek jest związany z poprzednim to straty pojawiające się w innych obszarach życia. Po prostu sprawy zawodowe zaczynają przysłaniać życie rodzinne, relacje z bliskimi osobami, pasje, a czasami własne zdrowie. Na podstawie badań wiemy, że spędzanie w pracy ponad 11 godzin dziennie (przy dniu pracy wynoszącym 7–8 godzin) zwiększa ryzyko wystąpienia chorób układu krążenia aż o 67 proc.! Co więcej zaangażowanie w pracę może doprowadzić do śmierci. Pierwszy przypadek nagłej śmierci (zawał u 29-letniego pracownika) odnotowano w 1969 r. w Japonii. W 1982 r. zjawisku „śmierci z przepracowania” nadano nazwę karōshi. W Kraju Kwitnącej Wiśni każdego roku z jej powodu umiera ok. 10 tys. osób!
Nie możemy nie wspomnieć o ostatniej czerwonej fladze… To tzw. zespół abstynencyjny, czyli zespół objawów, które ujawniają się w sytuacji zaprzestania lub ograniczenia przyjmowania substancji psychoaktywnej lub wykonywania czynności, od których jesteśmy uzależnieni. W praktyce oznacza, że kiedy próbujesz nie pracować, odczuwasz niepokój, irytację, napięcie, bóle i zawroty głowy, skurcze żołądka, zaburzenia snu.
Jak widać porównanie pracoholizmu z alkoholizmem wcale nie jest przypadkowe. Niestety, jest to nałóg akceptowalny społecznie, przez co trudny do zdiagnozowania jako zaburzenie, które można leczyć. Być może winna jest sama nazwa – w końcu nikt z nas nie chciałby być nazywany: robotoholikiem, harówkoholikiem czy orkoholikiem.
Grupy ryzyka
Jak to się dzieje, że niektórzy z nas uzależniają się od pracy, a inni potrafią zachować równowagę między życiem zawodowym, a prywatnym? Odpowiedzi dostarczają nam dotychczasowe badania. Według nich podatność na pracoholizm tkwi w strukturze potrzeb psychicznych i wiąże się z określonymi cechami osobowości, w tym ze skłonnością do zachowań kompulsywnych i perfekcjonizmu. Można spotkać też opinie, że pracoholizm związany jest na przykład z osobowością o tendencjach neurotycznych (rozbieżność między tym, kim jestem, a kim chciałbym być), a zaangażowanie w pracę redukuje lęk, podnosi poczucie wartości czy poprawia samoocenę. Istnieją również koncepcje mówiące o tym, że pracoholizm wiąże się tylko z określonymi zawodami i pewną pozycją społeczną (np. „białe kołnierzyki”).
Z przeprowadzonych w Polsce badań wynika, że pracoholicy żyją w stanie przewlekłego stresu są uzależnieni od pieniędzy, żyją ponad stan i dość często dla rozładowywania napięć korzystają z substancji psychoaktywnych lub decydują się na przypadkowy seks.
Dzień wolny to za mało
Rozpoznałeś w sobie pracoholika i zastanawiasz się co teraz? Do prawidłowego rozpoznania pracoholizmu konieczne jest przeprowadzenie szczegółowego wywiadu z osobą, u której się podejrzewa takie uzależnienie oraz za jej zgodą z jej bliskimi. Dlatego zapraszamy Cię do gabinetu naszego specjalisty. Osobami najbardziej kompetentnymi w stawianiu diagnozy są odpowiednio przeszkoleni certyfikowani specjaliści terapii lub psychoterapii uzależnień.
Podobnie jak w innych uzależnieniach, podstawową formą leczenia jest psychoterapia, a najlepsze efekty zapewnia terapia w nurcie poznawczo-behawioralnym (cognitive-behavioural therapy – CBT). W trakcie terapii ważne jest opracowanie i wprowadzanie w życie „planu równowagi”, którego celem jest ustanowienie wyraźnych granic między życiem zawodowym, a osobistym, wyznaczenie konkretnych godzin, które w żadnym wypadku nie mogą zostać zaburzone w związku z pracą, a także nabycie umiejętności delegowania zadań.
A może to nie „ja”?
Zaraz… zaraz, czy przypadkiem nie stosujesz właśnie mechanizmu iluzji i zaprzeczeń, czyli nie oszukujesz samego siebie? Istnieje różnica między pracownikiem-pasjonatą, a pracoholikiem. Jaka? Ci pierwsi nie odczuwają wewnętrznego przymusu podejmowania pracy i są zazwyczaj zadowoleni z jej efektów. Dodatkowo nie występuje u nich silne zaburzenie równowagi pomiędzy sferą prywatną i zawodową. Potrafią nawiązywać kontakty pozazawodowe, realizują się rodzinnie, w czasie relaksu nie odczuwają napięcia, a tym bardziej nie mają z jego powodu wyrzutów sumienia.
Na koniec mamy dla Ciebie jeszcze jedną wiadomość: wbrew powszechnym mitom pracoholik wcale nie jest wymarzonym pracownikiem. Dlaczego? Bo towarzyszące pracoholizmowi przeciążenie pracą, nadmierna potrzeba kontroli i perfekcjonizm, przekładają się na niezdolność delegowania zadań, nieumiejętność pracy w zespole i budowania relacji. Dodatkowo długie godziny w pracy drastycznie obniżają naszą produktywność, innowacyjność i kreatywność, a w dłuższej perspektywie mogą wiązać się ze zwiększoną absencją chorobową, problemami z retencją i sukcesją.
Czyli co? Łapiemy równowagę i bierzemy sobie do serca słowa mówiące o tym, że każdy związek potrzebuje przestrzeni. Możesz kochać swoją pracę, ale dla zdrowia psychicznego „ciche dni” wam nie zaszkodzą…😊