Dr Ludmiła Czarkwiani-Woźniakowska: „Suplementacja to nie jest sposób na życie”
Paweł Florczak2024-09-18T09:33:20+02:00– Przechodzenie na dietę rośliną uważam za bezsens. Ewolucyjnie jesteśmy przystosowani do spożywania mięsa. I to ono jest najlepszym źródłem żelaza: wątróbka, wołowina, chuda wieprzowina, jagnięcina.
Z dr n. med. Ludmiłą Czarkwiani-Woźniakowską, neurologiem rozmawiamy o jednym z najczęstszych zaburzeń hematologicznych, czyli anemii.
Pani Doktor, z anemią najczęściej kojarzymy bladość skóry i osłabienie, ale czy tylko takie objawy mogą świadczyć o niedokrwistości?
Zupełnie nie… przede wszystkim: znużenie. Nadmierna senność u dorosłych, a u dzieci odwrotnie – nadmierna ruchliwość. Bladość skóry może być myląca – różnimy się typem karnacji, niektórzy z nas lubią się opalać, a inni unikają słońca jak ognia – dlatego sama większą uwagę zwracam na bladość spojówek czy bladość błon śluzowych wewnątrz jamy ustnej. Jeśli chodzi o osłabienie i łatwą męczliwość to też mogą występować, ale są to objawy niecharakterystyczne, które mogą wskazywać na różne jednostki chorobowe. Tak więc dopiero, kiedy zbierzemy więcej informacji o stanie zdrowia pacjenta, dowiemy się, czy choruje przewlekle, jak się odżywia, jaki tryb życia prowadzi i na czym polega jego praca, możemy ukierunkować dalszą diagnostykę.
Podstawowa morfologia wystarczy, czy to jedynie wstęp do dalszych badań?
Najważniejsze jest zbadanie poziomu żelaza we krwi i stężenia ferrytyny. Dlaczego? Bo podstawowa morfologia może być w granicach normy. Pamiętajmy, że krew musi mieć swoją gęstość. Osocze składa się głównie z wody, a wszystkie parametry krwi mierzymy objętościowo i kiedy nie wypijamy odpowiedniej ilości płynów, wynik morfologii nie pokaże spadku liczby erytrocytów, jeśli pacjent jest odwodniony. W takiej sytuacji najczęściej nie badamy pacjenta dalej, a niepokojące objawy tłumaczymy stresem, przemęczeniem czy niedospaniem. Tylko, że wszyscy dzisiaj żyjemy na „przyśpieszonych obrotach”, ale nie każdy jest senny, ma problemy z koncentracją, bóle i zawroty głowy.
Powiedziała Pani żelazo i ferrytynę – czy sprawdzenie wyłącznie poziomu żelaza we w krwi nie wystarczy?
Da nam niepełny obraz – w ludzkim organizmie żelazo występuje w dwóch postaciach. Pierwsza to żelazo krążące we krwi, użytkowane „na bieżąco” i zużywane m.in. do produkcji hemoglobiny. To ono bierze udział w transporcie tlenu do wszystkich komórek organizmu – dlatego zawsze mówię pacjentom: „żelazo równa się tlen”. Bez niego organizm jest niedotleniony i ma mniej siły, żeby prawidłowo funkcjonować. Natomiast druga postać to ferrytyna – białko, które łącząc się z żelazem magazynuje żelazo w naszym organizmie, umożliwiając jego wykorzystanie w momencie potrzeby. Ferrytyna magazynowana jest głównie w wątrobie, śledzionie i szpiku kostnym. To stężenie ferrytyny we krwi odzwierciedla ilość zapasów żelaza w naszym organizmie.
Jak często mamy do czynienia z anemią?
Stosunkowo często – powiedziałabym, że jest dzisiaj powszechna w każdym wieku, a jej główną przyczyną jest niedobór żelaza.
A nie jest tak, że ryzyko niedokrwistości rośnie z wiekiem?
Nie, jeśli kobieta w ciąży ma anemię, to jej nowonarodzone dziecko również jest nią zagrożone. Co więcej to widmo niedokrwistości będzie towarzyszyć mu przez całe życie i powinno zwracać szczególną uwagę na prawidłową dietę i badania kontrolne.
Mam wrażenie, że dzisiaj każdy ma „własną” definicję prawidłowej diety. Czy często zdarza się, że przyczyną anemii z niedoboru żelaza jest źle zbilansowana dieta wegetariańska lub wegańska?
Zła dieta to jeden z głównych winowajców. Przeważnie anemia dotyka osoby, stosujące restrykcyjne diety takie jak: monodiety i głodówki lub źle zbilansowane diety roślinne. Dlatego każdego, kto odwiedza mój gabinet, pytam o to, jak się odżywia. Co ciekawe często słyszę: „bardzo zdrowo – jem głównie warzywa i owoce.” Tylko to nie jest zdrowe odżywianie. Tak nie wygląda prawidłowa dieta.
Mimo to trend bycia „wege” trwa, a liczba przeciwników czerwonego mięsa rośnie…
Uważam to za bezsens – jako gatunek jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do spożywania mięsa. I to ono jest najlepszym źródłem żelaza: wątróbka, wołowina, chuda wieprzowina, jagnięcina, baranina, żółtka jajek. W produktach roślinnych żelaza jest nie tylko zdecydowanie mniej, ale jest też słabo wchłaniane. Wystarczy porównać: w 100 wątróbki wieprzowej ma Pani ok. 18 mg żelaza – mniej więcej tyle samo co w 300 g pistacji. Tylko kto z nas zjada tyle orzechów dziennie? Sama zawsze daję pacjentom wybór – mówię: „i tak większość czasu spędza Pan/Pani przed laptopem, więc proszę sprawdzić, w jakich produktach roślinnych występuje tyle żelaza co w 300 g wątróbki i uwzględnić to w tygodniowym jadłospisie”.
I znajdują?
Ci bardzo zdeterminowani tak i uczą się, jak bilansować swoją dietę. Inni wracają i mówią: „zacząłem jeść mięso i czuję się lepiej”. Zmiana żywienia to absolutna podstawa, nikt nie wytrzyma na suplementacji przez całe życie.
Powiedziała Pani o „czerwonych flagach” anemii, ale co, jeśli zignorujemy niepokojące objawy? Czy do niedokrwistości można się przyzwyczaić?
Nie, ona nie da nam żyć. Wskutek niedotlenienia organizmu szybko doświadczymy innych objawów – obniżenia koncentracji uwagi, bóli i zawrotów głowy, pogorszenia apetytu, mroczków przed oczami, drętwienia kończyn, obrzęków. Nieleczona anemia może mieć również negatywny wpływ na mózg – organ, który jest szczególnie wrażliwy na niedotlenienie. Jedna z moich pacjentek – kobieta w ciąży mimo dobrej morfologii czuła się coraz gorzej. Jej ginekolog nie widział wskazań do dodatkowych badań chociaż o to prosiła. Doszło do tego, że kiedy chciała otworzyć szafkę, ręka jej opadła. Nie miała siły utrzymać własnej kończyny! I tak trafiła do mnie, dostała skierowanie na badania i okazało się, że poziom żelaza i ferrytyny był na dnie. Zdecydowałyśmy się na leczenie domięśniowe, czyli podawanie żelaza w zastrzykach raz na tydzień. Nie muszę dodawać, że dziecko urodziło się z głęboką anemią i też musiało otrzymywać suplementację żelazem przez kilka miesięcy.
W takich sytuacjach doustna suplementacja żelaza i zmiana diety to za mało?
W większości przypadków leczeniem pierwszego rzutu rzeczywiście jest doustna suplementacja. W celu poprawy wchłaniania żelaza stosuje się czasami preparaty żelaza oraz witaminę C, witaminę B Complex i kwas foliowy. Problem polega na tym, że wielu pacjentów źle toleruje preparaty z żelazem i doświadcza skutków ubocznych w postaci zaburzeń żołądkowo-jelitowych. Zawsze możemy spróbować zmienić preparat, z drugiej strony zniechęceni chorzy nierzadko sami rezygnują z jego przyjmowania. W takich przypadkach podawanie żelaza domięśniowo jest dobrym wyjściem, zwłaszcza jeśli poziomy zarówno żelaza, jak i ferrytyny są bardzo niskie. Sama dążę do zbilansowania u pacjentów poziomu żelaza i poziomu ferrytyny powyżej średniej. Bo jeśli mimo zastosowanej suplementacji pacjent ma wysoki poziom żelaza, a niski – ferrytyny, to znaczy, że ona się nie przyswaja.
I co wtedy?
Możemy spróbować podać żelazo domięśniowo i sprawdzić. Jeśli nic nie drgnie, co zdarza się u pacjentów chorujących przewlekle i przyjmujących na stałe niektóre leki, możemy sprawdzić poziom miedzi we krwi i ewentualnie podać preparat miedzi. Jest to mikroelement, który poprawia transport i przyswajanie żelaza – zresztą dowiedziałam się o tym przypadkowo, wertując różne źródła i z doświadczenia wiem, że działa. Czasami spotykamy się też z odwrotną sytuacją tzn. mimo suplementacji poziom żelaza jest niski, a ferrytyny wysoki. Najczęściej dotyczy to pacjentów, których aktywność fizyczna jest niska z różnych przyczyn np. pacjentów po zabiegach operacyjnych czy urazach unieruchamiających ich na dłuższy okres.
Co powiedziałaby Pani pacjentom, którzy jeszcze nie mają anemii, ale ich wyniki są na granicy…
Jeśli mają niepokojące objawy, to trzeba się leczyć. Normy służą jedynie jako punkt wyjścia i każdy wynik powinien być interpretowany w kontekście ogólnego stanu zdrowia pacjenta, a także innych wyników badań. Poza tym pamiętajmy, że każde laboratorium ma inne normy i inne metody pomiarowe – dlatego zalecam pacjentom, żeby oznaczali żelazo i ferrytynę zawsze w tym samym miejscu. Samo leczenie to proces długotrwały, wymagający monitorowania.
Jak często?
Jeśli leczymy anemię, to co miesiąc, a kiedy wyniki się poprawią co trzy miesiące. Później rzadziej – z reguły na tym etapie pacjent już zna swój organizm i potrafi odpowiednio wcześnie reagować.
Rozmawialiśmy o anemii z niedoboru żelaza, czyli najczęściej występującej, ale istnieją jeszcze inne rodzaje – jakie?
Na przykład – anemia pokrwotoczna, będąca wynikiem krwawienia, czasami ostrego np. przy urazach lub przewlekłego. W drugim przypadku to może być krwawienie z przewodu pokarmowego, nawracające krwotoki z nosa, a nawet endometrioza – nasilone krwawienia z jej ognisk mogą sprzyjać rozwojowi anemii, na co niestety rzadko zwraca się uwagę. Poza tym niedokrwistość może towarzyszyć niemal każdej chorobie przewlekłej chorobie, a zwłaszcza niewydolności nerek, niewydolności serca, chorobom autoimmunologicznym czy nowotworom. Pacjentom onkologicznym, którzy nie mogą przyjmować witaminy B12, ważnej w procesie krwiotwórczym, polecam pić sok z korzenia selera, marchewki, kapusty i buraka. Codziennie ¾ szklanki – to bardzo poprawia morfologię krwi.
Czy używki: palenie papierosów, nadużywanie alkoholu mogą prowadzić do anemii?
Bezpośrednio nie, ale pamiętajmy, że osoby, które nadużywają alkoholu często gorzej się odżywiają.
Załóżmy, że mamy do czynienia z sytuacją odwrotną, czyli nasz poziom żelaza jest za wysoki…
W takiej sytuacji najczęściej wystarczy zrezygnować z suplementów diety, które mają w sobie żelazo. Mamy obecnie tendencję do przyjmowania multiwitamin, kompleksów na wzmocnienie odporności czy dodanie energii. Przepraszam bardzo, ale nie każdy z nas tego potrzebuje. To samo dotyczy witaminy D3, która dodawana jest do wszystkiego: magnezu, wapnia, kwasów omega-3 oraz jeśli pacjent, który naczytał się o powszechnym niedoborze przyjmuje „witaminę słońce” osobno w dawce 4000 IU! To paranoja – po pierwsze to tłusta witamina, po drugie ma tendencję do kumulacji. Więc nawet, jeśli mamy duży niedobór, to zacznijmy od dawki 2 razy po 2000 IU, a po trzech miesiącach skontrolujmy, w jakim miejscu drogi jesteśmy, czy na półmetku, czy już na mecie.
Dr n. med. Ludmiła Czarkwiani-Woźniakowska
Przez całe swoje „medyczne życie” zajmowała się neurologią i neurofizjologią (EEG, EMG i PW), pracując głównie w Klinikach Neurochirurgii - najpierw w Klinice Neurochirurgicznej SP CSK AM (obecnie SPCSK WUM), a następnie w Klinice Neurochirurgii w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu. Założyła i prowadziła jako Kierownik Zakładu na terenie SPCSK AM samodzielny Zakład Neurofizjologii i Diagnostyki Chorób Układu Nerwowego, który wykonywał wszystkie typy badań neurologicznych dla pacjentów szpitala, w tym neurofizjologiczne monitorowanie śródoperacyjne dla Kliniki Neurochirurgii, Laryngologii, Klinik Chirurgii, Ortopedii i Zakładu Rehabilitacji SPCSK, jak i badania neurofizjologiczne dla pacjentów ambulatoryjnych w pełnym zakresie. Na terenie Zakładu prowadzono też konsultacje neurologiczne i neurofizjologiczne dla pacjentów. W trakcie swojej pracy prowadziła także zajęcia ze studentami oraz szkolenia w zakresie Neurofizjologii dla Techników i Lekarzy. W 2003 r. uzyskała dyplom po złożeniu egzaminu dla kandydatów na członków Rad Nadzorczych w spółkach Skarbu Państwa. Przez kilka lat pełniła funkcję wiceprezesa CM AM w Warszawie (obecnie zwanym CMWUM).